Przetrwać Szaleństwo

prolog

Sala główna Centralnego Urzędu w stolicy była pełna ludzi. W jednym kącie na podwyższeniu stał mężczyzna. Wokół niego stało kilka krawcowych, które dopasowywały jego uroczysty strój. Długa czerwona szata ze złotymi zdobieniami odzwierciedlała jego tferaźniejszą sytuację społeczną. Arystokrata uśmiechał się do swojego odbicia w lustrze. Raz po raz gładził swoje blond włosy i poprawiał okulary na nosie. Natomiast w przeciwległym narożniku, na podobnym podeście stała szlachcianka. Na sobie miała podobny strój: suknia w kolorze wiśni ze srebrnymi ornamentami idealnie komponowała się z jej czarnymi, długimi aż do pasa włosami. Obok niej stała tylko jedna kobieta, która gdzieniegdzie wbijała szpilki, aby materiał utrzymał się przez następne kilka godzin. Błękitnokrwista patrzyła w zwierciadło przed nią i uśmiechała się lekko. Co chwila spoglądała na jegomościa obok.

Nagle drzwi sali otworzyły się z hukiem. Do środka wszedł starszy mężczyzna pod wąsem i z lekką łysiną. Na sobie miał frak, a w ręku kapelusz z okrągłym rondem. Chrząknął. Na początku spojrzał się na kobietę, lecz podszedł do mężczyzny.

– Mój królu – ukłonił się – pragnę zawiadomić, iż wszystko jest gotowe.

– A poddani? – Zapytał z lekkim strachem w głosie król.

– Czekają na Placu Miłosierdzia – powiedział i spojrzał w stronę okna. – Przybyły niewyobrażalne tłumy z całego królestwa.

– Dziękuję, Helmut – mruknął monarcha. – Dodajesz mi otuchy.

Spojrzał w odbicie i wziął głęboki oddech. Ktoś założył mu ciężką koronę na głowę i podał berło. Teraz jego głowę okalał złoto-czerwony majestat królewski.

– Gotowy, kochanie? – Niespodziewanie obok władcy pojawiła się kobieta.

Zerknął na jej obraz w lustrze. Stała za jego plecami i uśmiechała się delikatnie. Wyglądała, jak prawdziwa księżniczka z bajek: lekka, złota korona na głowie, długa suknia i to spojrzenie.

– Sam nie wiem. Dobrze wyglądam? – Odwrócił się w jej stronę i wygładził strój.

– Lepiej niż kiedykolwiek – mruknęła kobieta. – Chodź.

Wyciągnęła dłoń w jego stronę. On spojrzał na nią z zaufaniem i ujął jej rękę. Zszedł z podestu i rzekł do sługi.

– Jesteśmy gotowi.

Szambelan wyszedł na balkon i zaczął wykrzykiwać:

– Cisza! Ci-sza! – Tłum jakby umilknął, chociaż i tak nieliczni jeszcze rozmawiali. – Powitajmy Jego Królewską Mość, Najświętszego Księcia ziem Mermayd, Największą Łaskę dla naszego królestwa-Króla Zjednoczonych Ziem Shryuko, Milana Pierwszego oraz jego małżonkę, hrabinę ziem Masovii, Księżną Noele!

Tłum oszalał.

– Będzie dobrze – szepnęła Noele do swojego męża. – Pamiętaj, co ci mówili. Będzie dobrze.

Milan kiwnął głową i zrobił pierwszy krok.

Na Placu Miłosierdzia nie dostrzegali ludzi. Widzieli jedną, wielką, czerwono-złotą, nieregularną falę. Mężczyźni, kobiety i dzieci ubrani w kolory królestwa tworzyli jakby jedną postać, która jest w niewiarygodnej euforii. Krzyczeli i śmiali się, a para królewska stała na balkonie i machała do swoich nowych poddanych. Król nabrał zdrowych kolorów i nie czuł już stresu. Poruszał ręką i beztrosko uśmiechał się do ludu. Natomiast księżna nie była już tak zadowolona. Także wykonywała ruch ręką, lecz jej kwaśna mina ukrywana za bladym uśmiechem, wskazywała na to, że robi to niechętnie. Wszak tylko jej było wiadome, dlaczego tak jest.

***

Wydawało się, że przed Centralnym Urzędem zebrali się poddani z całego królestwa. Jednak to nie była prawda. Na obrzeżach stolicy, w jednej z karczm była garstka osób, których nie obchodził wygląd ich nowego króla. Przed budynkiem stało kilka koni. Zajrzyjmy do środka.

Pierwsze, co rzuca się w oczy, to karczmarz za ladą. Jest to starszy mężczyzna we względnie czystych ubraniach. Jego głównym zajęciem było wycieranie brudnych szklanek szmatą, która lata świetności miała dawno za sobą. Osoby, które były w środku siedziały w poszczególnych stolikach z kuflami piwa przed sobą. Jednak nas interesuje jedna postać, która siedzi w najodleglejszymi kącie sali. Dokładnie nie możemy określić kim ona jest. Na głowie ma szary, głęboki kaptur, który wychodzi spod zgniłozielonego płaszczu. Pod okryciem możemy zauważyć pochwę na miecz. Przed nim stoi butelka z wódką i pusty kieliszek. Nieznajomy chwyta jeszcze pełną flaszkę i nalewa do mniejszego naczynia. Nie rozlewa ani kropelki, drugą ręką łapie szkło i jednym haustem osusza go do dna. Robi to ponownie. W półcieniu można zobaczyć delikatny uśmiech na jego ustach.

Nagle wrota gospody otwierają się. W progu staje pewien jegomość w szarej zbroi z brązowym pióropuszem na hełmie. Oberżysta spojrzał obojętnie w jego stronę i spokojnie odstawił szklankę. Nie pierwszy raz ktoś taki zawitał do jego karczmy. Goście, którzy na chwilę umilkli, powrócili do rozmów. Rycerz zdjął okrycie głowy i przeszedł kilka kroków. Jego pociągła twarz, zmęczone oczy i sklejone od potu brązowe, krótko ścięte włosy wskazywały na to, że przebył naprawdę długą podróż.

– Co podać? – Zapytał właściciel i oparł się o ladę.

– Z moich źródeł wynika, że przebywa tutaj ktoś, kogo szukam – powiedział wprost, jakby nie usłyszał pytania.

– Przez moją knajpę przewija się sporo ludzi – odpowiedział znudzony karzmarz.

– To kobieta, zazwyczaj chodzi w płaszczu... – gospodarz szybko zerknął na tajemniczą postać w kącie, lecz szybko zawrócił wzrok na rycerza. Ale wojownik zauważył to i spojrzał w ciemny róg. – Dziękuję.

Mężczyzna podszedł do nieznajomego.

– Lady Backs? – Zapytał.

– To zależy kto pyta – odpowiedział pijak beznamiętnym głosem.

– Sir Svard – powiedział i ukłonił się.

Zakapturzona zmierzyła go wzrokiem.

– Napijesz się, sir Svard? – Zapytała i wskazał na butelkę z alkoholem.

– Niestety, ale teraz nie mogę – mówił cicho. – Mam do ciebie pewien interes, lady Backs.

– Jeśli zamierzacie się zmierzyć, to jestem zmuszony prosić was o wyjście – powiedział głośno gospodarz w ich stronę.

– Mam nadzieję, że walka nie będzie konieczna – odpowiedział rycerz karczmarzowi. – Jednakże wolałbym, abyśmy opuścili to miejsce – tym razem zwrócił się do kobiety.

Nastała cisza. Postać nadal siedziała na krześle. Po chwili wstała, wyminęła mężczyznę w zbroi i wyszła. Za nią podążył sir Svard.

– Ej, rycerzu! – Zawołał za nim właściciel gospody. – Musisz zapłacić!

Wojownik oderwał od pasa sakwę ze złotem i rzucił w jego stronę. Wyszedł bez słowa.


Czuć było zbliżające się lato. W zielonych liściach drzew zdało się spotkać różne gatunki ptaków, a temperatura powietrza wzrastała. Nasza bohaterka stała obok swojego konia. Była ciekawa, dlaczego szuka ją sir Svard. Ostrożnie zdjęła kaptur i wzięła głęboki oddech. Kobieta jest wysoka i zdecydowanie „przy kości”. Ma okrągłą twarz, kasztanowe włosy spięte w wysoki kok oraz szeroką opaskę na czole. Alkohol wciąż krążył w jej żyłach.

– Zapijasz swoje problemy? – Zapytał rycerz wychodząc z gospody.

– A co tobie do tego? – Odpowiedziała pytaniem na pytanie. – Co chcesz ode mnie?

– Ktoś ma do ciebie interes – powiedział powoli, podchodząc do swojego konia.

Dopiero teraz uświadomiła sobie, skąd go zna. To był sir Teomo Svard, rycerz do wynajęcia dla szlachty.

– Ktoś? Patrząc na twój ubiór oraz konia, zakładam, że jest to ktoś wysoko postawiony – rzekła oglądając jego ekwipunek. – Nie będzie to żaden z głównych szlachciców, spoglądając na to, co zrobiłeś kilka miesięcy temu. Nie będzie to też nikt z niższych, bo oni nie mają tyle złota. To nowy król, prawda?

Mężczyzna stał osłupiały.

– Jest pijana w sztok, a myśli dość czysto – mruknął do siebie. – Zbratałaś się z jakąś czarownicą? – Padło pytanie.

– Tak stary, a taki... – nie dokończyła, ale spojrzała na niego krytycznie. – Jedźmy już.

Wskoczyła na swojego konia, a po chwili była już daleko od karczmy. Gnała, jak szalona. Tak naprawdę, to nie chciała mieć nic wspólnego ze Svardem. W końcu dostała zaproszenie od samego króla, a do zamku był kawałek drogi. Czego ten okularnik może ode mnie chcieć?

~*~

Mam nadzieję, że się podoba. Następny rozdział już za tydzień! :D
Każda opinia się liczy, więc proszę o komentarze. :)

5 komentarzy :

  1. super :)


    jeśli potrzebujesz zwiastuna na swój blog zapraszam tu >>> http://zwiastunowa-garderoba.blogspot.com/ ( zamów u Sandra a nie pożałujesz :) )

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm, bardzo ciekawie się zapowiada. Mam nadzieję, że nie porzucisz swojego pomysłu, bo już na wstępie brzmi interesująco. Będę zaglądać, pozdrawiam! :)
    czerwona-krolowa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za komentarz na moim blogu (Serce Kryształu). Mam taki zwyczaj, że jeśli już ktoś się pokwapił i przeczytał moje wypociny, staram się odwdzięczyć :) A nuż mi się spodoba czyjaś praca.
    Myślę, że czas akcji to coś na wzór średniowiecza. A ja wprost, kochana, uwielbiam ten okres. Tekst wyjątkowo długi, jak na prolog. Czytało się w miarę lekko.
    Co mi jedynie nie pasowało. Wątpię, by król z tego czasu, czy ktokolwiek, powiedział "Dzięki, Helmut". Wyglądałoby t oraczej bardziej uroczyście. Dziękuję, Helmucie. Wiesz, co mam na mysli. No nic, idę dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam.
    Zacząłem lekturę oczywiście, a jakże, od prologu. Widzę, że całość już gotowa, postaram się przyjrzeć również reszcie.
    Po pierwsze masz duży plus za wygląd strony. Mój blog przy Twoim prezentuje się wręcz szpetnie.
    Co do treści, to muszę przyznać, że całkiem fajnie się zapowiada. Jednak rzeczą, jaka zakuła mnie w oczy, było mieszanie czasów, w jakich piszesz. Tylko tyle i aż tyle. Ogólem jednak odebrałem tekst bardzo pozytywnie.
    Pozdrawiam i zapraszam :-)

    OdpowiedzUsuń

Kultura i uzasadniona opinia przede wszystkim. :)