Przetrwać Szaleństwo

rozdział 1

Młody król siedział w poprzek na swym złotym tronie. W ręku trzymał puchar z winem, a jego nogi bezwładnie wisiały w powietrzu. Raz po raz wzdychał. W jego głowie układał się dalszy plan dnia. Uśmiechnął się, gdy wyobraził sobie jego nowe kurtyzany. Jednak mina mu zrzedła, kiedy zdał sobie sprawę, co może wyrabiać jego żona ze swoimi nałożnikami. Rozmyślania przerwało mu otwarcie się wielkich drzwi. Do środka wpadła młoda kobieta. Lekko się chwiała, ale szła dumnie. Za nią biegł jeden z jego rycerzy.

– Ej, stój! – Krzyczał za nią, ale ona nie słuchała. – Mój królu! – Krzyknął i padł na kolana, gdy tylko przekroczył próg sali. – Niech mi król wybaczy! Ta tutaj... – Wskazywał dłonią na kobietę, która nadal szła w kierunku tronu. Nikt jej nie zatrzymywał.

– Wybaczam. Możecie odejść – mruknął i machnął ręką. Zdezorientowany ochroniarz szybko opuścił salę. Wolał się nie narażać nowemu królowi w pierwszy dzień rządów. – Witaj Maureen, córko marnotrawna.

– Witaj Milanie, królu od siedmiu boleści – zironizowała. – Czego ode mnie oczekujesz, że musiałeś posłać po mnie tego pacana Svarda?

– Może tak więcej szacunku dla króla? – Zapytał i usiadł normalnie.

– Dla mnie nadal jesteś tym starym Milanem, który marzy o zostaniu światowej sławy politykiem, a kiedy przegrywa, to płacze jak niemowlę – odpowiedziała i uśmiechnęła się szeroko. Faktem jest, iż mężczyzna nadal ma pyzate policzki i iskrę w oczach.

– To było dawno i nieprawda – burknął mężczyzna i założył ręce na piersi.

– To czego ode mnie chcesz? – Zapytała po chwili.

– Zostań szefową mojej straży przybocznej – powiedział całkiem poważnie.

– Straży przybocznej? – Powtórzyła i wybuchła śmiechem. – Tylko po to mnie szukałeś, a zakładam, że tak zrobiłeś, aby zatrudnić mnie jako ochroniarza?

– Nie tyle, co szukałem, ale zatrudniłem kogoś, kto po ciebie pognał – wyjaśnił.

– Chcesz powiedzieć, że cały czas miałeś mnie na oku?

– Ktoś musiał cię pilnować, abyś nie zraniła ani siebie, ani nikogo innego – odpowiedział z uśmiechem. – To jak? Przyjmujesz moją propozycję?

– A kto chciałby cię zabić? Mucha, która wpadła ci do kufla z piwem? – Zironizowała Maureen.

– Ja mówię serio – powiedział. – Wybierzesz szóstkę osób, które będą pod twoją władzą.

– A ty nadal taki nieostrożny... – mruknęła i przeszła kilka kroków.

– Dlatego wybrałem ciebie – stwierdził król.

– A ile dajesz? – Zapytała podejrzliwie. Coś jej tutaj nie pasowało.

– Osiemdziesiąt pięć, jak dla ciebie – odpowiedział po chwili.

– Stawka godzinowa czy dzienna? – Dopytywała.

– Jak wolisz?

Zza pazuchy wyjęła piersiówkę i pociągnęła z niej łyk.

– Dzienna – odpowiedziała po chwili. Spojrzała na niego przenikliwie. – A jaki jest haczyk?

Król uśmiechnął się złośliwie.

– Co najważniejsze musisz to ograniczyć. – Wskazał berłem na trzymaną przez kobietę buteleczkę. – Żeby mi tu jakiś nie zarzucił, że przyjmuję pijaków. – Prychnęła lekceważąco. – Jeżeli będziemy w towarzystwie, masz obowiązek zwracać się do mnie, jak do króla, a nie do kolegi z podwórka. – Kolejne prychnięcie. – No i oczywiście uniform.

– O nie! – Prawie krzyknęła. – Nie włożę jakiejś kiecki czy kolorowych, bufiastych rękawów! Zostawiłam to dawno za sobą.

– Zostaje jeszcze kwestia pozostałych... – Mruknął. – Będziesz musiała znieść obcowanie z innymi ludźmi.

Kobieta westchnęła głęboko.

– Jednakże, ja jestem dobrym i wspaniałomyślnym królem, którego powinni wysławiać pod niebiosa – powiedział i zaprezentował swój uśmiech numer pięć. – Daję ci wolność wyboru mojej nowej świty. Bylebyś nie przyszła tutaj z jakąś hołotą. Jak chcesz, to powiedz mojemu skrybie, żeby dał ci papiery tych, którzy starali się o pracę w wojsku i straży zamkowej. Oraz możesz zaprojektować wasze ubrania. Prawda, że jestem cudowny?

– Jak diabli – mruknęła. – Podpisujemy jakąś umowę czy mam twoje słowo?

– Skryba! – Krzyknął król, a w bocznych drzwiach pojawił się młody człowiek. – Spisz z tą panią umowę o pracę.

Chłopak ukłonił się głęboko i gestem zaprosił naszą bohaterkę do sali obok.

– Ile mam czasu? – Dopytywała jeszcze.

– Powiedzmy, że dwa tygodnie – odpowiedział mężczyzna. – Do wielkiego balu mają być wszyscy sprawdzeni i z co najmniej jednodniowym stażem każdy.

Kobieta pokiwała smętnie głową i bez pożegnania, przeszła obok skryby.

Komnata nie odznaczała się niczym szczególnym. Przy ścianach stały półki z księgami, a stojące na środku biurko było zawalone papierami. Do środka wpadały promienie słoneczne, przez duże okno na jednej ze ścian.

– Proszę, niech pani siada – powiedział chłopak i wskazał krzesło.

Kobieta usiadła wciąż rozglądając się po pomieszczeniu. Natomiast skryba nerwowo szukał czegoś w swoich papierzyskach.

– Tu jesteś – mruknął, gdy trzymał w rękach kawałek jakiegoś papirusu. Po chwili siedział przed naszą bohaterką i maczał pióro w atramencie. – Pani godność?

– Maureen – mruknęła.

– Nazwisko? – Zapytał. – Albo imię ojca lub miasto, z którego pani pochodzi.

– To nie jest istotne – odpowiedziała. – Wystarczy Maureen.

– Stawka, którą ustalił z panią król, to osiemdziesiąt pięć sztuk złota dziennie? – Dopytał.

– Zgadza się – powiedziała kobieta. – Coś jeszcze?

Skryba nie odpowiedział. Pisał zawzięcie na papierze, raz po raz zamaczają pióro w atramencie. Na koniec złożył zamaszysty podpis na dole strony.

– Życzy sobie pani kopię? – Zapytał, gdy skończył.

– Nie, mam nadzieję, że król nie jest gołosłowny – odpowiedziała. – Czy coś jeszcze?

– Nie, to wszystko – chłopak wstał i ukłonił się.

– To ja jeszcze poproszę o listę tych, którzy starali się o pracę w wojsku – powiedziała kobieta.

Urzędnik spojrzał na nią podejrzliwie, ale podszedł do jednej z półek i wyciągnął z niej plik papierów.

– Proszę – powiedział i podał jej makulaturę. – Wszyscy, którzy wyrazili chęć oddania swojego żywota dla naszego władcy z ostatnich pięciu lat.

– Dziękuję i do widzenia – mruknęła Maureen i wyszła z pomieszczenia.

***

Słońce miło przygrzewało. Nasza bohaterka szła brukowaną ulicą miasta i oglądała poszczególne budynki. Jedne ciemne, drugie jasne, a jeszcze inne zupełnie kolorowe. Miała obowiązek poznać każdy z nich, jeżeli miała tu zamieszkać. To było zupełnie coś innego, niż mniejsze miasta Shryuko. Stolica państwa, Linna, to całkowity misz-masz kulturowy. Ludzie zjeżdżali tu z całego świata wiedząc, że spotkają się tylko z tolerancją innych. Kobieta w dodatku musiała się zastanowić, kogo wziąć do wspólnej pracy przy ochronie króla. Nie było to łatwe zadanie, gdyż wszyscy, których znała rozproszyli się po całym świecie. Została zmuszona posiedzieć przy teczkach zwykłych osób. Ale co najgorsze, będzie zobowiązana spotkać się z nimi.

Stanęła przed kamienicą wkomponowaną w miejski krajobraz. Jedynym wyróżniającym się elementem był drewniany daszek przed wejściem. Z wewnątrz było słychać przyjemną muzykę, lecz głos, który do niej śpiewał, nie należał do najczystszych. Po krótkim namyśle weszła do środka. W pomieszczeniu było tylko kilka osób, które piły trunki i rozmawiały. Od razu skierowała swe kroki do lady.

– Co podać? – Zapytał karczmarz podchodząc do niej. Był na pewno w takim wieku, w jakim ma się już dorosłe wnuki.

– Wynajmujecie pokoje? – Odpowiedziała pytanie na pytanie.

– Oczywiście. Piętnaście złotych za noc – odpowiedział. Po jej wyglądzie widział, że może dużo na niej zarobić.

– Dwie ulice dalej mają po dziesięć, ale jeśli nie chcecie zarobić... – Mruknęła i niby przypadkiem trącnęła ręką wypełnioną złotem sakiewkę. Bardzo powolnym ruchem zaczęła się wycofywać.

– Nie, nie – powiedział szybko mężczyzna i machnął ręką przed jej oczami. – Proszę za mną.

Położył ścierkę na ladzie i skierował się w stronę schodów na następną kondygnacje. Kobieta podążyła za nim.

– Proszę tutaj – powiedział karczmarz i otworzył jedne z kilku drzwi na drugim piętrze.

Pokój nie był duży, ale wystarczający dla naszej bohaterki. Przy jednej ze ścian stało łóżko, obok niego biurko, a naprzeciwko szafa. Okno wychodziło na tył karczmy. Wyjrzała przez nie i uśmiechnęła się do siebie. Niżej był dach, na który można było z łatwością zeskoczyć i uciec.

– Biorę – powiedziała i sięgnęła po pieniądze. – To ile?

– Niech będzie dziewięć – powiedział właściciel.

– Za pięć nocy z góry – rzekła i odliczyła należną ilość monet.

– Czegoś jeszcze pani sobie życzy? – Zapytał stając przy drzwiach.

– Niech nikt tutaj nie wchodzi, dobrze?

Mężczyzna skinął głową i zamknął za sobą drzwi. Maureen wyjęła piersiówkę i łyknęła dość sporo alkoholu. Otrzeźwiło ją to nieco, chociaż normalnego człowieka to by jeszcze bardziej omamiło. Ale cóż, ona nie była przeciętną kobietą. Teraz musi wykonać swoje zadanie.

~*~

Rozdział pierwszy gotowy. Dziękuję za komentarze (także za ten anonimy ;)). Opowiadanie nie zostanie tak szybko usunięte. Od początku do końca jest na moim dysku. Zostaje tylko dopieszczenie go i publikowanie. Planowana jest nawet następna część „Dworskich Intryg”. Do następnego! ^^

3 komentarze :

  1. Bardzo mi się podoba. Rzeczywiście, życzenie króla brzmi tajemniczo, już od początku coś knuje. :) Czekam niecierpliwie na następny rozdział.
    Tymczasem, w Twoim profilu mignęło mi, że lubisz Supernatural. Założyłam fanfika o nim. Gdybyś miała ochotę, zapraszam.
    http://sarut-vanatori.blogspot.com/

    :))
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Noo, teraz o wiele, wiele lepiej! :) Bardzo podobała mi się ta część, bohaterka zdobyła moją sympatię. Króla wyobraziłam sobie właśnie z tym figlarnym błyskiem w oku. Dodaję do obserwowanych i przechodzę dalej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba jakiś błąd w linku do rozdziału drugiego. Pozdrawiam i zapraszam do siebie. www.serce-krysztalu.blogspot.com
    Dodaję Cię do linków i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń

Kultura i uzasadniona opinia przede wszystkim. :)