Przetrwać Szaleństwo

rozdział 3

Kroki odbijały się echem od kamiennych ścian zamku. Kobieta szła szybko, lecz elegancko. Jej czarna, długa suknia powiewała i trzepotała za nią, niczym skrzydła kruka. Usta szlachcianki były zaciśnięte w wąską linię, a oczy mogły zabijać. Głównie z tego powodu służące uciekały jej z drogi. Poza tym, była ona wyjątkowo niemiłą osobą dla ludzi z niższych sfer. Wpadła do jednej z komnat wzorem huraganu, który odwiedził miasto kilka dekad temu.

Przy oknie pokoju stał mężczyzna w ubraniu palatyna. Na dźwięk otwieranych drzwi odwrócił się. Tym, co wyróżniało go od innych mieszkańców stolicy była na pewno śniada cera. Lekko skośne oczy i ciemnych tęczówkach spojrzały na kobietę.

– Królowo – powiedział i ukłonił się nisko.

– Sir C’nplote – odpowiedziała i dygnęła lekko.

Oboje podeszli do siebie. Patrzyli prosto w swoje oczy. Monarchini złapała szlachcica mocno za przedramiona.

– Sprawdziłeś? – Zapytała z lekką obawą w głosie.

– Oczywiście – odpowiedział i uśmiechnął się lekko.

Ich usta złączyły się namiętnym pocałunku kochanków. Oderwali się od siebie dopiero, gdy zaczynało im brakować powietrza.

– Och, Noele... – zaczął mężczyzna, ale kobieta mu przerwała.

– Nie dzisiaj, Pavol. W ogóle, dlaczego tutaj przyszedłeś? To ryzykowne!

– Nie mogłem dłużej czekać – odpowiedział i chciał ją ponownie pocałować, ale ona odepchnęła go. – Nie widziałem cię przez trzy dni! Trzy dni!

– Wiem, Pav, doskonale o tym wiem. – Noele westchnęła siadając na jednym z krzeseł. – Ale nie mogę pozwolić, aby ktokolwiek się o tym dowiedział. Zwłaszcza on.

– Za bardzo się wczuwasz – powiedział C’nplote i objął ją ramieniem. – Wiesz coś nowego?

– Tylko tyle, że mój wspaniały – uśmiechnęła się ironicznie – mąż organizuje bal za dwa tygodnie. No i, że zbiera straż przyboczną.

– Straż przyboczną? – Zdziwił się szlachcic. – Domyśla się czegoś?

– Z tego, co mi wiadomo, to raczej nie – odpowiedziała. – Wczoraj była tu jakaś kobieta. Przyprowadził ją ten rycerz Svord czy jakoś tak. Służący mówili mi, że śmierdziało od niej alkoholem, ale Milan nic sobie z tego nie robił. Jeden z moich żołnierzy powiedział, że rozmawiali, jak starzy przyjaciele.

– Wiemy, jak się nazywa? – Dopytywał Pavol.

– Niestety – mruknęła. – Skryba jest młody, zapatrzony w swojego ukochanego króla i nieprzekupny.

Królowa wstała i podeszła do okna. Oparła dłonie o parapet i uśmiechnęła się. Stąd rozciągał się piękny widok na całe miasto.

– Mam pomysł, żmudny i długotrwały, ale opłacalny – powiedziała. – Lecz będziesz musiał mi pomóc oraz uruchomić kontakty.

Pavol podszedł do niej i przytulił ją od tyłu.

– Co tylko zechcesz – odpowiedział.

Kobieta odwróciła się w jego stronę i złożyła na ustach pocałunek.

***

Widownia koloseum była przepełniona. Maureen ledwo znalazła wolne miejsce. A mogłam przyjść wcześniej, narzekała i klęła w myślach. Wepchnęła się między jakiegoś faceta, a matkę z kilkuletnim dzieckiem. Nie była zadowolona z miejscówki, ale musiała tu być. W jaki inny sposób znalazłaby Gaspara?

Krata jednego z wejść na arenę otworzyła się. Wyszedł przez nią wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Miał na sobie skórzaną zbroję, a przez plecy przewieszoną halabardę, która na jednym z końców miała długie ostrze, a na drugim hak. Ludzie zaczęli wiwatować. Kobieta, która siedziała obok naszej bohaterki jedną ręką trzymała dziecko, a drugą zwinęła w pięść i wymachiwała w powietrzu.

– Gas-pare! Gas-pare! – tłum oszalał, a wojownik uśmiechał się szeroko. Wyjął swoją broń i zaczął walczyć z niewidzialnym przeciwnikiem.

– Arr! – krzyczał gladiator. – Arrr!

W tym samym momencie na przeciwległym krańcu areny pojawił się lew. Duży samiec alfa z bujną grzywą, wielkimi pazurami i długimi kłami. Rozwarł paszczę i złączył się w ryku z żołnierzem. Jednak nie trwało to długo.

Oboje przystąpili do walki. Zwierzę rzuciło się na mężczyznę, a ten uskoczył w bok. Przez kilka minut ganiali się po całym forum. Widzowie wstrzymywali oddech, kiedy pazury lwa prawie dosięgły zbroi wojownika, a ten zręcznie odsunął się w bok. W końcu gladiator zdecydował się na atak. Ujął halabardę w dłonie ostrzem do góry. Wykonał nią kilka ruchów. Król zwierząt zdziwiony postawą przeciwnika cofnął się kilka kroków. I stało się coś niespodziewanego dla zwierza. Zbrojny szybkim ruchem podszedł do niego wymierzył hakiem na broni wprost w jego paszczę. Ten ryknął groźnie, a po chwili w podniebieniu miał wbity żelazny pręt. To Gaspare włożył w jego pysk drugi koniec swojego oręża, wbił i pociągnął do siebie. Lew jeszcze się szarpał i wił, a im bardziej to robił, tym więcej krwi zdobiło piasek pod ich nogami. Ludzie szaleli. Wstawali ze swoich miejsc i klaskali, gwizdali, krzyczeli.

Maureen miała dość. Dostała w twarz łokciem od mężczyzny siedzącego obok oraz w ramię od dzieciaka, który był z matką. Zobaczyła, co miała zobaczyć. Wstała więc i skierowała się do wyjścia. Przepychała się między rozweselonymi ludźmi. Dołączyła do ich euforii mentalnie, gdy była w korytarzu prowadzącym do wyjścia.

Zmierzała do uliczki, z której gladiatorzy wchodzili do koloseum. Zaczaiła się za kilkoma skrzyniami i cierpliwie czekała. Nie zważała na to, że kilka szczurów i karaluchów przebiegło obok niej. Nie krzyknęła, gdy pająk opuścił się na jej ramię na swej pajęczynie. Spokojnie obserwowała jedyne drzwi w alejce. Wyszedł przez nie, nie kto inny, jak Gaspare. Oddychała miarowo i spokojnie. Wstała na ugiętych nogach, gdy przechodził obok niej. Podeszła cicho do niego. Wyjęła nóż z pochwy przy nodze i szybkim ruchem przyłożyła mu do gardła.

– Co jest...! – Krzyknął, ale w następnej chwili chwycił Maureen za nadgarstek, przerzucił przez siebie i przygwoździł ją do ziemi. Nóż poleciał kilka kroków obok niej. – Kim jesteś!?

– Gaspare z Tvinge, jak mniemam? – Zapytała niewinnie kobieta. – Szukam cię.

Mężczyzna podniósł jedną brew i patrzył na nią pytająco.

– A myślałem, że chcesz mnie obrobić.

– Chcę cię sprawdzić. Mam interes.

Kopnęła go z całej siły w krocze. Zawsze bądź czujny, przeszło jej przez myśl. Wojownik skrzywił się nieznacznie, a uścisk zwolnił się trochę. Wyrwała dłoń z jego objęć. Wyprowadziła prawą pięść wprost w jego policzek i dołożyła nogą w piszczel. Podniosła się, ale Gaspare chwycił ją za dolną kończynę. Upadła swoją facjatą w głęboką kałużę. Gladiator pociągnął ją w swoją stronę, a ona w tym czasie odwróciła się twarzą do niego. Kiedy była wystarczająco blisko, podciągnęła się na jego ramieniu i przywaliła mu swoim czołem. Nieco oszołomiony mężczyzna tym razem trzymał bardzo mocno. Pociągnął mocniej i przystawił swoją stopę do jej gardła. Poddusił ją.

– To powiesz czego chcesz czy nie? – Jego chrapliwy głos odbił się echem.

– Nadal chcesz pracować dla króla? – Odpowiedziała uśmiechając się. – Puść, to wszystko wyjaśnię.

Spojrzał na nią podejrzliwie.

– Spróbuj zrobić coś nieodpowiedniego, a jutro znajdą cię w rynsztoku – zagroził i stanął przed nią w rozkroku.

– Dżentelmen – mruknęła wstając.

– Chodź, tutaj nie można spokojnie rozmawiać.

Czuć było zapach alkoholu. Dym papierosowy lekko szczypał oczy. Karczma była pełna i głośna. Tłumy pijanych mężczyzn krzyczały i śmiały się. Jedni ośmieleni procentami podrywali kelnerki, a inni kłócili się o coś. Nasi bohaterowie siedli przy ścianie i zamówili po piwie.

– Tutaj możemy normalnie rozmawiać? – Zapytała z kpiną w głosie Maureen.

– Oni wszyscy tutaj – odwrócił się i wykonał ruch ramieniem, jak gdyby chciał ogarnąć całą salę – są pijani w sztok. Jeśli któryś z nich usłyszy coś niestosownego, łatwo będzie mu wmówić, że się przesłyszał. To jaką masz propozycję?

– Jakiś czas temu starałeś się o posadę w gwardii królewskiej...

– Chcesz mi wypominać błędy młodości? – Zapytał ze śmiechem i wychyli dzban z alkoholem.

– Kiedy się nie dostałeś, poszedłeś do wojska, ale wyrzucili cię za niesubordynację.

– Tracę swój cenny czas – mruknął.

– Ponawiam pytanie: nadal chcesz pracować dla króla?

– Słuchaj, chciałem służyć królowi Genrichowi, bo go szanowałem. A Milan? – Zaśmiał się głośno. – Milan to młokos, który dopiero co wyrósł z pieluch, a już chce rządzić.

– Nie lubisz naszego nowego monarchy?

– Tylko wyrażam swoje zdanie.

Maureen uśmiechnęła się delikatnie. Zaczęła szukać czegoś po swoich kieszeniach.

– Gdybyś jednak zmienił zdanie, to tutaj masz wszystkie informacje – powiedziała. Położyła zwitek papieru obok jego kufla, dopiła swoje piwo i zaczęła przeciskać się do wyjścia.

Nocne powietrze orzeźwiło ją nieco. Z głównej kieszeni płaszcza wyjęła kolejną karteczkę i pióro. Podkreśliła na niej nazwisko Gaspare z Tvinge.

4 komentarze :

  1. Fajne:) Naprawdę fajne:) Nigdy nie czytałam takiego typu opowiadań, ale chyba zacznę:)
    Zapraszam do mnie: zyciebelli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Z jednej strony jest dobrze, ale... mam straszny mętlik w głowie. Początkowo byłam pewna, że akcja toczy się w jakimś quasi-średniowieczu, a tutaj wyskakujesz z takim "barmanem". Nie mam pojęcie od kiedy funkcjonuje to słowo, lecz kiedyś właściciela karczmy zwano karczmarzem,szynkarzem albo oberżystą, gdzieś jeszcze natknęłam się na słowo arendarz. Co do tego ostatniego nie mam absolutnej pewności, bo jakoś mętnie kojarzę słowo "arenda" z lokalem czy mieszkaniem do wynajęcia. Mniejsza o to.
    Później również zdarzało się kilka razy, że coś gdzieś zazgrzytało, choć nie pamiętam już co dokładnie. Nie pisze teraz konkretnie o 3 rozdziale, ale o wszystkich, łącznie z prologiem. Przeczytałam całość jednym tchem i teraz ciężko jest podzielić tą historię na części, które w głowie stanowią jedność.
    Jeżeli brakuje ci słów trzymających klimat, albo po prostu chcesz poszerzyć ich zasób, to możesz zrobić tak jak ja kilka lat temu. Wzięłam kartkę i przypięłam ją na tablicy korkowej wiszącej nad biurkiem, czyli w miejscy, gdzie spędzam codziennie sporo czasu. Na tej kartce zapisywałam nieznane lub skomplikowane słowa, które znalazłam czytając książki. Przeważnie były to archaizmy, bo siedziałam i siedzę głównie w fantasy i historycznych - być może dlatego jestem taka czepliwa :)

    Ale nie myśl sobie, ze walnę tutaj wykład, niczym nadęta profesorka i sobie pójdę. Nie, bo z tego wykładu wynikałoby, że mi się nie podobało, a to byłby absolutny fałsz. Tymczasem, ja na prawdę polubiłam Twoje opowiadanie. Sama nie wiem czemu, ale widać ma ono swoją magię. Na pewno to w dużej mierze zasługa głównej bohaterki - konkretne kobitka, wzbudza sympatię. I co najważniejsze, nie wydaje się być alfą i omegą, mistrzem sztuk wszelakich, a w dodatku seksbombą... Już Ciri u Sapkowskiego bywała denerwująca, a ludzie potrafią się posunąć dużo, dużo dalej i stworzyć nienaturalne potworki.
    Na tym chyba kończę, jako, że pisanie z kotem śpiącym na ramieniu to jednak męcząca rzecz.

    Życzę weny!

    Ps. papierosy wynaleziono pod koniec XIX w, wcześniej palono tytoń w fajkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za konkretną opinię. :)
      Co do tych 'starszych' słów to mam z nimi niemały problem, ale chętnie skorzystam z Twojej rady. :)

      Usuń
  3. "Lekko skośne oczy i ciemnych tęczówkach spojrzały na kobietę" -
    "o" zmieniło Ci się na "i"
    "Dym papierosowy" - dla klimatu zmieniłabym na tytoniowy. :) Bo jak Olga wcześniej zauważyła - pojęcie papierosów w średniowieczu czy nawet fantasy nie do końca miało rację bytu.
    Jeśli masz problem z niektórymi słowami - mogę spróbować Ci pomóc przed publikacją rozdziałów. Szkoda, by tak ciekawe opowiadanie traciło tylko na niewystarczająco klimatycznym słownictwie. :))
    Pozdrawiam,
    MlodaLarwa.


    OdpowiedzUsuń

Kultura i uzasadniona opinia przede wszystkim. :)