Przetrwać Szaleństwo

rozdział 4

Obudziła się, kiedy słońce już dawno było na niebie. Miała bardzo miły sen, który z czasem przerodził się w koszmar. Dookoła tylko krew i śmierć. Widziała wszystkie znajome twarze. Dostrzegała, jak w każdej parze oczu znikało życie. Raconto to najgorsze przeżycie w jej życiu. To była jej trzecia bitwa, ale to właśnie tam zabiła najwięcej ludzi i zginęła większość jej przyjaciół. Prawie wszyscy, pomyślała i uśmiechnęła się gorzko. Nigdy tego nie zapomni.

Jedząc jakąś bezsmakową breję w gospodzie, wpatrywała się w czystą kartkę. Była zobowiązana wymyślić stroje dla straży króla. Musiały być one zarówno wygodne, jak i zapewniać dużą ochronę. Na początek narysowała postać. Potem dorysowała buty do kolan. Odwróciła papier i zrobiła odnośnie nich notatkę. Tak samo postąpiła w przypadku spodni i koszuli. Do tego dodała kurtkę i uzupełniła dodatkami. Skończyła jeść papkę i odstawiła miskę. Zgięła w pół arkusz i schowała do płaszcza. Następnie wyjęła z niego piersiówkę i wychyliła ją. Alkohol przyjemnie podrapał ją w gardło.

***

Kroczyła dumnie jedną z bogatszych dzielnic stolicy. Mijała wozy szlachty oraz ich służących. To było coś zupełnie innego, niż w dolnych okręgach. Tutaj nie było przepychu wśród ludzi, żadnych kramów kupieckich na środku drogi, a budynki były duże i schludne. Mimo tego, że przestępczość była znikoma, dało się zauważyć więcej strażników. Maureen pokręciła głową z niezadowoleniem. Będzie musiała o tym wspomnieć Milanowi. Wreszcie doszła do swojego celu.

Apteka „U Dermana” cieszyła się nieskazitelną opinią. Można było tam dostać każdy rodzaj ziół i innych medykamentów, ale również cenną poradę. Niestety pozytywne zdanie wyrażali jedynie mieszkańcy wyższych sfer. Ci z niższych narzekali na cenę produktów. Nie można mieć wszystkiego, prawda?

W środku było jasno i schludnie. Czuć było zapach rumianku. Na półkach leżały słoje, a w nich opisane dokładnie zioła. Na ladzie w wazonie stało kilka kwiatów, a za nią były szafki z bardziej trującymi specyfikami. Przy drzwiach zamontowany był mały dzwoneczek, który dzwonił ilekroć ktoś wchodził lub wychodził.

– Jest tu kto? – Zapytała Maureen przekraczając próg.

Z tylnego pomieszczenia wyszedł staruszek ubrany w biały fartuch. Na nosie miał okulary i uśmiechał się przyjaźnie.

– Witam, nazywam się Derman Folks – przedstawił się. – Czego pani potrzebuje?

– Dzień dobry, szukam niejakiego Bartela Bane’a – odpowiedziała kobieta.

– Bartela? – Zdziwił się mężczyzna. – A cóż to on przeskrobał? Wie pani, to dobry chłopak. Taki uczynny, pracowity, zawsze miły...

– Czy mógłby go pan zawołać? – Przerwała mu.

– A tak, tak. Już – odszedł od lady i wyszedł do pokoju, z którego przyszedł. – Bartel! Pani do ciebie.

Z izby wyszedł młody chłopak z pociągłą twarzą i burzą loków na głowie.

– Słucham – powiedział, a raczej burknął.

Maureen zmierzyła go wzrokiem. Chrząknęła i powiedziała:

– Czy możemy porozmawiać na osobności?

Jadownik spojrzał na swojego szefa, który stał w obok.

– Idź, idź. Poradzę sobie – powiedział aptekarz. – Tylko przyjdź szybko.

Bartel zdjął fartuch i położył go na krześle.

– Chodźmy – rzekł do kobiety i przepuścił ją w drzwiach. Wyszli na ulicę. – O co chodzi?

– Składałeś papiery do wojska, tak? – Zapytała i zaczęła iść w dół drogi.

– Na miejsce ratownika – odpowiedział. Chłopak mówił nieco niezrozumiale. – Przyjęli mnie?

– Niekoniecznie, ale chcesz nadal pracować dla króla? – Zapytała patrząc na niego. Nie widziała dokładnie jego twarzy przez loki.

– W jakiej roli?

– Jako ochroniarz – odpowiedziała prosto z mostu Maureen. Właśnie przechodzili przez skrzyżowanie i zbliżali się do niższego okręgu. – Jeśli się zdecydujesz, to przyjdź jutro do Dzbanu Wina. Do zobaczenia.

Przeszła przez ulicę zostawiając Bartela samego. Nie oglądała się za siebie. Niech sam zadecyduje, stwierdziła.

***

Maureen sama już nie wiedziała, gdzie ma jechać. Była już w Akademii, na dworze królewskim, w większości karczm, a jej tam nie było. Zmęczona szukaniem jechała do pobliskiego zagajnika. W jednej z kieszeni ciążyła jej piersiówka, a w drugiej plik kartek oraz pióro. Kasztan szedł spokojnie czasami odganiając ogonem natrętne muchy.

Była już głęboko w lesie, kiedy usłyszała kobiecy głos. Krzyczała, ale nie o pomoc. Maureen zawróciła konia w tamtym kierunku. Inochodem* pokonała odcinek, który dzielił ją od wrzasków. Gdy nie mogła już przejechać na zwierzęciu, zsiadła z niego i przywiązała lekko do drzewa. Zaczęła przeciskać się przez krzaki. Gałęzie okoliły ją w twarz, ale ona się tym nie przejmowała. W końcu dotarła na miejsce.

Na małej polance stało kilka postaci. Jedną z nich była kobieta, która z pewnością jest wyższa stopniem od pozostałych. Uczniowie i nauczycielka, pomyślała Maureen. Studenci z łukami celowali w oddalone klocki drewna. Łuczniczka czasami podchodziła do nich i dawała im wskazówki. Nasza bohaterka wyszła z ukrycia.

– Przepraszam! – Krzyknęła, a wszyscy odwrócili się w jej stronę. – Szukam niejakiej Gaei Zackti.

– To ja – odpowiedziała profesorka. – Wracajcie do ćwiczeń!

Podopieczni naprężyli broń i wystrzelili strzały. W tym samym czasie belferka podeszła do zainteresowanej.

– O co chodzi? – Zapytała.

– Nazywam się Maureen i przysyła mnie król – odpowiedziała.

– Król? – Zdziwiła się Gaea. – W jakiej sprawie?

– Jest pani najlepszą mistrzynią w Akademii, więc nasz władca proponuje pani posadę w jego straży przybocznej – odpowiedziała Maureen patrząc na twarz, która obecnie wyrażała lekki szok.

– Straż przyboczna? Przecież ja jestem łuczniczka – powiedziała i zaśmiała się. Podeszła do stołu i oparła się o niego.

– Jednakże jest pani najlepszą kandydatką na to miejsce – co, jak co, ale Maureen potrafiła się dobrze wysławiać. – Jeśli pani się namyśli, to zapraszam jutro to gospody „Dzban Wina”.

Odwróciła się i poszła tą samą drogą, którą tutaj przyszła. Uwielbiała zostawiać ludzi zdezorientowanych w sytuacji.

***

Słońce było wysoko na niebie. Ciepło lało się z nieba, chociaż nie było tak bardzo odczuwalne. Targ był pełen ludzi. Maureen ledwo przeciskała się między nimi, aby dojść do gospody, w której mieszkała. Słyszała wrzaski przekupek, które wychwalały swoje produkty pod niebiosa. Farmerzy targowali się ze sklepikarzami o swoje produkty. Zastanawiała się kogo wybrać do straży przybocznej króla. Miała do wyboru kilku fantastycznych kandydatów, lecz każdy z nich miał jakieś wady, które nie były do skorygowania. Wahała się między kolejnym żołnierzem, a gwardzistą w zamku. Podeszła do jednego z wozów i wzięła z niego dorodnego orba**.

– Stać! Zatrzymać ją! – usłyszała głosy strażników. Zaczęła iść szybciej. Przepychała się między klientami bazaru. Zwolniła, gdy zobaczyła, że stróże prawa biegną w przeciwnym kierunku. Zdziwiona wskoczyła na ułożone na sobie skrzynki, które stały pod jednym z budynków.

Spostrzegła drobną postać w pelerynie uciekającą w stronę Głównej Alei. Goniło ją dwóch gwardzistów. Nieznajoma przewróciła stragan z warzywami, lecz nic to nie dało. Sprzedawczyni jeszcze bardziej zaczęła krzyczeć. Maureen nawet nie wiedziała kiedy zgubiła ją w tłumie. Jednak po chwili odnalazła. Uciekała przez most. Nasza bohaterka zeskoczyła z podestu i przybliżyła się do kładki. Ścigana stanęła z dala od ludzi i wyciągnęła dwa długie miecze. Katany, pomyślała patrząc na odbijający w słońcu metal. Czyżby Esyia?

– Zatrzymaj się! – Krzyczał wciąż jeden ze strażników.

Dobiegli do niej i wyciągnęli swoją broń. Wokół nich zaczęli zbierać się ludzie.

– Odsunąć się! Odsunąć! – Wrzeszczał do nich mężczyzna i zaatakowali kobietę.

Jeden z nich wyprowadził cios z góry, tuż nad jej prawym ramieniem. Drugi próbował uderzyć w lewy bok. Oboje zostali zatrzymani przez miecze wojowniczki. W pierwszym przypadku przejechała po mieczu wroga i wyprowadziła cios tuż pod jego ramię. W drugim, po krótkiej chwili wyprowadziła cios w udo. Obydwie klingi trafiły w swoje cele, niestety zbroje gwardzistów były zbyt dobre i nie odnieśli obrażeń. Pierwszy z żołnierzy wykorzystał sytuację, w której ścigana była zajęta jego kolegą i uderzył ją w piszczel. Kobieta upadła na jedno kolano, lecz nadal chciała walczyć. Jeden z mundurowych zaszedł ją od tyłu i wykręcił rękę. Wypuściła miecz, lecz drugą dłonią wymachiwała powietrzu. Zgięła się w pół, gdy chwycił ją za drugie ramię i przygwoździł do brukowanej drogi. Wyjął zza pasa sznur i związał jej nadgarstki. Ludzie wkoło zaczęli klaskać.

Maureen uśmiechnęła się i już wiedziała kogo wybierze na szóste miejsce. Tylko musi porozmawiać z Milanem. Wyjęła piersiówkę i pociągnęła z niej łyk.

~*~

*Inochód - chód w którym koń jednocześnie unosi dwie nogi po jednej stronie ciała. Podobny do kłusa.

**Orb - fioletowy, słodki owoc wyglądem przypominający jabłko. Gotowy do spożycia jest na przełomie maja/czerwca. (Wymyślone na potrzeby opowiadania.)

9 komentarzy :

  1. Cześć :) Niedawno znalazłam Twojego bloga i zaczęłam czytać opowiadanie. Muszę przyznać,że jest naprawdę bardzo ciekawe. Bardzo podobają mi się realia Twojego opowiadania i bohaterowie, a zwłaszcza Maureen.
    Jestem ciekawa, co będzie dalej, dlatego z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg.
    Pozdrawiam i życzę weny, a w wolnej chwili zapraszam na mój blog z opowiadaniem. Liczę na Twoją opinię!
    http://ironie-du-sort.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Z każdym rozdziałem coraz bardziej lubię Twoje opowiadanie i Maureen. Po za tym z niewiadomych przyczyn strasznie mnie rajcuje, gdy piszesz o niej "nasza bohaterka". :)

    Jako, że poprzednio spodobały Ci się konkretne rady to mam jeszcze dwie.
    Po pierwsze, słowo "postać". Ostatnio panuje na nie jakaś moda, ludzie używają go w tekstach zamiast po prostu "osoba". To synonim, lecz ma swój własnych charakter. Postać jest bardziej ulotna, lekka. Można dostrzec ją na łąkach wśród mgieł poranka, zobaczyć przemykającą przez dziedziniec... A osoba jest konkretna - z krwi i kości, jak na przykład ludzie ćwiczący na placu.
    To, jakiego użyłaś słowa nie jest błędem, ale... jakoś nie brzmi, zwłaszcza w liczbie mnogiej. Chyba nawet Kres zwrócił na "postać" uwagę w "Kąciku złamanych piór" (całkiem fajna lektura, choć zdaje mi się, że znasz większość rad, które tam daje... może nawet czytałaś?).
    Po drugie, "zbroje gwardzistów były zbyt dobre" - czy nie lepiej byłoby "zbyt mocne"?

    To, o czym napisałem wyżej to drobiazgi, ot, pryszcze które niczemu nie szkodzą. Takie znajdą się u każdego, w każdym dziele. Dlatego pisarze mają korektorów, a Ty masz mnie :)
    Nie żebym zjadła wszystkie rozumy, ale niedociągnięcia u innych rzucają się w oczy bardziej, niż własne.


    No... to tyle. Poważnie, ten rozdział jest naprawdę dobry,a już na pewno przewyższa pozostałe. Nieważne, że opisujesz rzeczy całkiem zwyczajne, żadnych zaskakujących zwrotów akcji i tak dalej. Po prostu między wierszami czuć nową jakość. Myślę też, że jest miedzy nimi obietnica czegoś nowego... że wkrótce opowieść ruszy z kopyta i nas czymś zadziwisz. Mylę się?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za kolejne rady i opinie. To bardzo pomocne. :)
      Słowo 'postać' jakoś utarło się w mojej psychice i kiedy nie wiem, co napisać, to właśnie je pisze.
      'Kącika złamanych piór' nigdy nie czytałam, ale to się chyba zmieni.
      Znam to, gdy cudze widzi się bardziej cudze błędy, niż swoje. ;)

      Usuń
    2. Co do ruszenia dalej... To, jak na razie jest pierwsza część Dworskich Intryg i jakby wstęp do właściwej części. Akcja, jako taka pojawi się dopiero za kilka rozdziałów, pod sam koniec.

      Usuń
  3. A więc kiepska ze mnie wróżka... no cóż, muszę się z tym pogodzić ;_; Czekaj, czekaj... pierwsza część? Oooh, będzie więcej, czyli zapowiada się epicko. Niechaj Wielki Wen będzie z Tobą! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, ja z ocenialni :) Chciałam Cię tylko poinformować, że nieprawidłowo wstawiłaś nasz button, ponieważ nie ma w nim odnośnika do strony. Proszę o poprawienie tego bo inaczej twój blog nie zostanie oceniony.

    http://ksiezycowa-ocenialnia-blogow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć, to znowu ja ;) Nie miałabyś nic przeciwko temu żeby ktoś inny ocenił Twojego bloga? Niestety jego tematyka średnio mnie interesuje, więc sama rozumiesz.. :]

    OdpowiedzUsuń
  6. "Przecież ja jestem łuczniczka" - zjadło Ci "ą". :)
    Z każdym rozdziałem coraz bardziej lubię Maureen. Ma swój charakter, taka... baba z jajami, powiedziałabym. Bardzo podobał mi się opis mini walki złodziejki z gwardzistami. Pisanie idzie Ci z rozdziału na rozdział coraz lepiej, coraz bardziej wczuwasz się chyba w klimat? ;)
    Mam nadzieję, że akcja niebawem się rozwinie. ;]

    OdpowiedzUsuń

Kultura i uzasadniona opinia przede wszystkim. :)