Świątynia boga Karisa w Linnie należała do najbardziej okazałych na całym kontynencie. Wielki gmach z kilkoma kolumnami od frontu, małym gzymsem i ogromnym tympanonem, na którym przedstawiono, jak Karisa przegania zło, ściągał pielgrzymów z całego świata. W środku prezentował się równie wspaniale. Ławy z białego kamienia ustawione w dwóch rzędach, a w prezbiterium ołtarz z czarnego marmuru. Głównym punktem był jednak ogromny obraz w drewnianej ramie przedstawiający Karisa podczas walki z Onde – jego podłym bratem.
Na dzisiejszym nabożeństwie można było zobaczyć tylko mieszkańców Linny. Ubrani w odświętne stroje zajmowali prawie wszystkie ławki, niektórzy niechętnie stali. Tylko pierwsze miejsca były przeznaczone dla rodziny królewskiej i głównej szlachty.
Kiedy król i królowa weszli do nawy głównej, wszyscy powstali. Gdy przechodzili obok mieszczan, ci kłaniali im się w pół, tworząc swego rodzaju falę. Oboje uśmiechali się szeroko widząc to. Tuż za nimi kroczyła ich straż. Maureen i Harun bacznie obserwowali wszystkich, ale nie dostrzegli nic ciekawego. Ot zbiorowisko ludzi, którzy uwielbiają swojego władcę. Strażnicy stanęli po obu stronach ławki, gdzie usiedli ich pracodawcy. Nikt nie miał prawa siadać obok pary królewskiej. Chyba, że sobie tego życzyli.
Przed ołtarz wszedł kapłan. Uklęknął, wyszeptał kilka słów i przeszedł za stół ofiarny. Nabożeństwo czas zacząć, pomyślała z przekąsem Maureen. Nigdy nie była religijna. Miała tego wszystkiego aż za dużo w dzieciństwie.
– Idźcie i nauczajcie według praw Karisa! – krzyknął kapłan na zakończenie.
Wtedy uklęknął, skinął głową i wyszedł. W następnej kolejności wstał Milan, a później zrobiła to Noele. Wyszli ławki, kobieta złapała zwoje męża pod ramię i wybyli ze świątyni. Oczywiście zaraz za nimi kroczyli ich strażnicy. Ostrożnie spoglądali na środowisko wokół nich. W końcu król nie bez podstawnie obawiał się o swoje zdrowie i życie.
Wtedy uklęknął, skinął głową i wyszedł. W następnej kolejności wstał Milan, a później zrobiła to Noele. Wyszli ławki, kobieta złapała zwoje męża pod ramię i wybyli ze świątyni. Oczywiście zaraz za nimi kroczyli ich strażnicy. Ostrożnie spoglądali na środowisko wokół nich. W końcu król nie bez podstawnie obawiał się o swoje zdrowie i życie.
Tuż przed budowlą czekała na nich karoca, która miała zawieźć królową do zamku. Władca Shryuko miał powinność zostać, poczekać, aż wszyscy wierni wyjdą, a później zacząć modlitwę za swój kraj. I tak miało być co tydzień, kilka godzin dziennie. Nikt nie wiedział, jak królowie to robią, że z chęcią wchodzą do świątyni. Nasi bohaterowie mieli się niedługo przekonać.
Na rozkaz swojego władcy, Harun i Maureen poszli z nim do domu Głównego Kapłana. Nie można powiedzieć, iż jego mieszkanie jest skromne. Wręcz przeciwnie – przypomina ono dworek najbogatszego ze szlachciców. Wierni potrafią być bardzo hojni.
– Zapraszam, mój królu – powiedział kapłan przepuszczając Milana w drzwiach. Zaraz za nim weszli Maureen i Harun. – Czego się król napije?
– Wodę – odpowiedział krótko mężczyzna rozglądając się po obszernym holu.
– Oczywiście z dodatkiem czegoś mocniejszego? – Dopytywał duchowny. Milan spojrzał na niego zdziwiony. – Och, no tak! Król przecież młody, niedoświadczony! Zaraz wracam.
Pan domu zniknął za jakimiś drzwiami.
Pan domu zniknął za jakimiś drzwiami.
– Wiecie o co mu chodzi? – Zapytał władca Shryuko. – Czy on chce ze mną pić?
– Za przeproszeniem, król naprawdę jest niedoświadczony – powiedział Harun z uśmiechem. – Według oficjalnych źródeł panujący przyjeżdżają tutaj co niedzielę w celu modlitwy. Natomiast niepublicznie, ale tak naprawdę, to po prostu jedzą syty obiad z Głównym Kapłanem – wskazał głową na zamknięte wrota, za którymi zniknął mężczyzna – oraz piją jedne z najlepszych trunków.
– To znaczy, że mój ojciec raz w tygodniu opijał się w sztok, a poddani myślą, że się modlił kilka godzin? – Zapytał Milan.
– Dokładnie.
Nagle drzwi otworzyły się, a zza nich wyszedł kapłan. W rękach miał dwie butelki nieznanej substancji, a na twarzy szeroki uśmiech.
Nagle drzwi otworzyły się, a zza nich wyszedł kapłan. W rękach miał dwie butelki nieznanej substancji, a na twarzy szeroki uśmiech.
– Zapraszam do salonu – powiedział i pokazał za siebie.
Zupełnie zignorował obecność straży, jego uwaga w całości była skupiona na władcy.
Zupełnie zignorował obecność straży, jego uwaga w całości była skupiona na władcy.
Weszli do dużego salonu. Z tego, co zauważyła Maureen meble tutaj wcale nie były takie tanie. Skóry zwierzęce na obiciach, szafki z ciemnego drewna oraz oczywiście głowy jeleni i niedźwiedzi na ścianach. Westchnęła nad pazernością duchownego. Pamiętała, jak mówił na dzisiejszej mszy, że potrzebuje pieniędzy na rozbudowę świątyni.
– Proszę siadać. Dwudziestkę czy pięćdziesiątkę? – Zapytał pokazując na butelki.
– Niech pan sam wybierze – odpowiedział zmieszany Milan. Tak naprawdę nie wiedział o czym on mówi.
– Jaki tam pan, królu! Jestem Ottavio – powiedział z uśmiechem. – Niech będzie pięćdziesiątka – podszedł do barku i wyjął dwie szklanki. – Pięćdziesięcioletni elkol jest najlepszy.
Postawił przed nim szkło wypełnione alkoholem. Daj mi spróbować! Daj mi spróbować, mówiła w myślach Maureen. Jak ona dawno nie czuła jego zapachu, a co dopiero smaku! Milan niepewnie patrzył na szklankę. Przywołał ruchem ręki kobietę.
Postawił przed nim szkło wypełnione alkoholem. Daj mi spróbować! Daj mi spróbować, mówiła w myślach Maureen. Jak ona dawno nie czuła jego zapachu, a co dopiero smaku! Milan niepewnie patrzył na szklankę. Przywołał ruchem ręki kobietę.
– Spróbuj – powiedział do niej, a ona z trudem zachowała kamienną twarz.
Wzięła do ręki alkohol i upiła łyk. Napój bogów, przeszło jej przez myśl. Zerknęła na twarz kapłana. Była ściągnięta i zaskoczona. Dlaczego król mu nie ufa?
Wzięła do ręki alkohol i upiła łyk. Napój bogów, przeszło jej przez myśl. Zerknęła na twarz kapłana. Była ściągnięta i zaskoczona. Dlaczego król mu nie ufa?
– Wyśmienity – odpowiedziała z uśmiechem oddając szklankę. Czuła, jak napój zżera ją od środka. To naprawdę miłe uczucie.
– W takim razie możecie odejść – powiedział do nich Milan. – Zawiadomcie swoich zmienników gdzie jestem i nakażcie im, aby przyszli tutaj gdy zacznie się ich warta.
– Oczywiście królu – odpowiedzieli strażnicy.
Skierowali się w stronę wyjścia. W końcu to, co mówi król jest święte.
Skierowali się w stronę wyjścia. W końcu to, co mówi król jest święte.
Było południe, słońce grzało przyjemnie, a lekki wiaterek wiał w twarz. Maureen i Harun wyszli przed dom Głównego Kapłana zadowoleni. W końcu skończyli pracę godzinę wcześniej.
– Zawiadomisz Giannę i Bartela? – Zapytał mężczyzna, gdy schodzili z małej górki w kierunku miasta. – Mam coś ważnego do załatwienia.
– Dobrze – odpowiedziała Maureen. – Ale jeśli odpowiesz i ma pewne pytanie.
– Jakie? – Zainteresował się.
– Znasz kogoś, kto nosi buty obite metalem?
– Obite metalem? – Zapytał zdziwiony. – Znam kilka osób. To zależy dlaczego o to pytasz.
– Chodzi mi o skrytobójcę – odpowiedziała ostrożnie. – Wiem, że obracasz się w takich kręgach.
– Nie przeczę. – Wchodzili na kruchy lód w rozmowie. – Zakładam, że ktoś chciał cię sprzątnąć. – Spojrzał na nią, lecz ona nie odpowiadała. – Jest taki jegomość, który nosi takie buty i tak się składa, że jest w mieście. Co prawda nie jest tani, ale skuteczny. Jeśli to jego spotkałaś, to bardzo możliwe, że jego zleceniodawca chciał cię tylko nastraszyć.
– A jego imię?
– Generalnie to on nie ma imienia – odpowiedział. – Mówią na niego Cień, Sztyletnik, Kobra. Różnie.
– A gdzie go mogę znaleźć? – Dopytywała. Dochodzili już do pierwszych budynków.
– Nie radzę ci go szukać – powiedział, ale widząc jej wzrok dodał: – Lubuje się w łowieniu ryb wczesnym rankiem i późnym wieczorem.
– Ale mi pomogłeś – mruknęła Maureen.
– Za więcej mógłbym zginąć – odpowiedział Harun i zaśmiał się. – Do zobaczenia – powiedział i wszedł między domy.
Kobieta została sama na rozdrożu dróg. Jedna z nich prowadziła do zamku, a druga do wyższych okręgów. Gdzie teraz może znaleźć Giannę i Bartela?
Kobieta została sama na rozdrożu dróg. Jedna z nich prowadziła do zamku, a druga do wyższych okręgów. Gdzie teraz może znaleźć Giannę i Bartela?
***
Mając nauczkę po wczorajszym sprzątaniu, Maureen aż tak bardzo nie spieszyła się. Mimo tego, iż dzisiaj była niedziela-dzień święty-nasza bohaterka nic sobie z tego nie robiła, w końcu była niewierząca. Oczywiście pokój, w którym spała wciąż był pełen kurzu i nieznanych bliżej rzeczy, lecz radziła sobie z tym. Wiadro pełne wody i ścierka skutecznie walczyły z brudem. Kobieta szybciej ukończyłaby porządki, gdyby nie to, że ilekroć znalazła jakiś nieznany przedmiot, musiała dokładnie go zbadać i obejrzeć. Takim trafem do jej kolekcji trafiło kilka kuferków z dziwnymi kłódeczkami, nóż ze złoto podobną rękojeścią oraz stary medalion. Z uśmiechem na ustach udała się w stan spoczynku w swoim nowym domu, gdzie nikt jej nie znajdzie.
Intrygi zaczynają nabierać szerszej skali, a sprawy powoli się komplikują, podoba mi się. Bardzo ciekawie przedstawiłaś od środka życie monarchów - syte obiadki miast godzinnych modlitw brzmią bardzo racjonalnie i życiowo. :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, jak się to wszystko dalej potoczy.
Pozdrawiam,
MlodaLarwa.