Przetrwać Szaleństwo

rozdział 12

Późne popołudnie przyszło szybciej, niż król mógłby się spodziewać. Kilka chwil przed zachodem słońca czekał na swą małżonkę zaraz przy wejściu do zamku. Niecierpliwie przystawał z nogi na nogę i miętosił w dłoniach skrawki szat. Gorąca kula nieubłaganie zbliżała się do horyzontu, a królowej nie było widać. W końcu mężczyzna ujrzał nadjeżdżający powóz. Wybiegł mu naprzeciw i rozkazał się zatrzymać.

– Noele! – powiedział otwierając drzwi. – Mam dla ciebie niespodziankę!

Zdezorientowana kobieta zatrzymała się w pół słowa. Władca zauważył, że nie jechała sama.

– Witaj, królu – przywitał się sir Pavol. – Ja już lepiej pójdę.

Wyszedł z pojazdu i ukłonił się parze. Milan zajął jego miejsce.

– Woźnica! Na plaże przy rzece! – krzyknął do powożącego. – Noele, kochanie, mam dla ciebie niespodziankę.

– Niespodziankę? – powtórzyła kobieta. Na jej twarzy nie było widać uśmiechu. – Jaką niespodziankę?

– Oj, zobaczysz – odpowiedział. – Na pewno ci się spodoba.

Mężczyzna nerwowo spoglądał za okno. Jego prezent miał szansę jeszcze się udać.

Gdy dojeżdżali na miejsce, Słońce było tuż przy horyzoncie. Król szybko porwał swoją małżonkę i skierował ją do przygotowanego stolika dla dwojga.

– Zapraszam cię na kolację – powiedział i odsunął krzesło. To nic, że znajdowało się na piasku.

– Och, Milan to jest... – naprawdę nie wiedziała, co może powiedzieć. – Wspaniałe – wydusiła w końcu.

– Wiem – odrzekł król z szerokim uśmiechem. – Bo to mój pomysł.

Podszedł do nich młody chłopak z tacą. Postawił ją między i nimi i odkrył. Władca aż zamlaskał, ale nie to było najważniejsze.

Po skończonej kolacji, Milan zabrał Noele w jeszcze inne miejsce. Zaraz przy brzegu rzeki, obok opuszczonej jaskini czekał na nich rozłożony wielki, puchaty koc. Król usiadł na nim i zaprosił kobietę.

– Milan, ty chyba nie myślisz... – zaczęła królowa, lecz on zamknął jej usta pocałunkiem i włożył rękę pod jej suknie. Cholera jasna!, krzyknęła w myślach. A ja nawet nie zdążyłam się umyć!

Westchnęła głęboko i położyła się uległa. To będzie długa noc.

***

Minęło kilka dni. Milan coraz lepiej odnajdywał się w zawodzie władcy, a poddani wprost go uwielbiali. Także jego strażnicy bardziej odpowiednio zachowywali się w towarzystwie króla, jak i gości. Życie w Linnie stawało się lepsze.

Na królewskim dworze powoli zaczynano przygotowania do wielkiego balu. Rozsyłano zaproszenia do władców najpotężniejszych państw, a także do szlachty Shryuko. Maureen musiała na chwilę zapomnieć o remoncie swojego domu oraz skrytobójcy czyhającego na jej życie. Jej głównym zadaniem było dopilnowanie, aby król nie umarł na swoim własnym przyjęciu. Co prawda nie uśmiechało się jej rozkazywanie młodym żołnierzom, którzy zadawali głupie pytania typu: „Dlaczego muszę stać tutaj, kiedy on stoi tam?”. Kobieta w pewnych momentach nie wytrzymywała, ale od tego miała swoją piersiówkę.

Czternastego dnia sprawowania rządów przez Milana został wyprawiony długo oczekiwany bal. Goście przybywali od samego popołudnia. Nieliczni jechali do Linny kilka dni, ale czegóż się nie robi dla dyplomacji? Kobiety ubrane w długie suknie, które w większej części więcej odsłaniały, niż zasłaniały-nowa moda dotrze wszędzie. Mężczyźni założyli wiecznie żywe smokingi lub garnitury. Całość dopełniała para królewska wyglądająca, jak z bajki.

Jednak najwięcej roboty miała straż przyboczna. Ciągłe pilnowanie swojego pracodawcy, a także obserwowanie potencjalnych zabójców nie należało to łatwych. Maureen natomiast nie narzekała tak, jak robili to jej koledzy. Dla niej to było odetchnięcie od spraw, które do tej pory ją męczyły. W końcu od małego obracała się w takim towarzystwie. Poznawała większość szlachciców przebywających tutaj.

Princepsa Urlyka wraz ze swoim bratem bliźniakiem knaziem Pebrorlem to rodzeństwo dość dziwne, przynajmniej w mniemaniu naszej bohaterki. Ona, kobieta rozwiązła z dziwnymi upodobaniami seksualnymi. Można było słyszeć plotki, że przespała się z całym garnizonem. On, mężczyzna uwielbiający jedzenie w każdej postaci. Mógłby pochłaniać żywność zawsze i wszędzie. Ale jego krawcowe nie nadążają z szyciem coraz większych szat, więc jego ojciec zarządził mu restrykcyjną dietę, której nawet się nie trzyma.

Earl Nuvris to szlachcic wyżej się noszący, niż pozwala mu na to majątek. Tymczasem on nic sobie z tego nie robi, a miejsce w Radzie Królewskiej załatwił mu kuzyn wujka siostry matki, knaź Sorf.

Maureen nie mogła powstrzymać uśmiechu, gdy słuchała ich rozmów. Wszyscy-cała szlachta oraz zaproszeni goście-próbowali wyjść z każdej sytuacji z twarzą. Kobieta cieszyła się, że nie musi już przejmować się tym, co mówi, bo mogło to zostać opatrznie zrozumiane.

– Chyba się cieszysz, że nie należysz do ich świata? – zapytał nieoczekiwanie sir Svard. No tak, dawno go nie widziała.

– Witaj, sir Svard – powiedziała na początku kobieta. – Masz rację, cieszę się.

Spoglądała raz na niego, a drugi na Milana. Ten śmiał się w głos, rozmawiał, jadł i pił alkohol. Był w swoim żywiole.

– Nie lubisz szlachty? – kolejne pytanie.

– Jako tako, to nie przeszkadza mi – mruknęła. Szukała wzrokiem swoich kolegów. – Nie mnie ich oceniać.

– No tak, pracujesz u króla – powiedział. Cały czas czuła na sobie jego wzrok. – Jaki on jest?

– Kto? Król? – zapytała i spojrzała na niego ze zdziwieniem. Czuła już małe zmęczenie. – Król to...

Przerwał jej krzyk kobiet. Szybki ruch głową i już wiedziała, co się stało.

Jeden ze szlachciców, ten najbliżej króla, trzymał się za gardło. Z jego ust wypływała jakaś maź. Po komentarzach kobiet, stwierdziła, że to wymiociny. Ale nie przejęła się mężczyzną. Bardziej obawiała się o Milana. Odszukała go wzrokiem. Był już z Gasparem i Harunem przy bocznym wyjściu. Młodzi żołnierze rozganiali ludzi, aby było dojście dla medyka. Maureen pognała za swoim władcą.

Wszyscy spotkali się w pomieszczeniu przeznaczonym dla strażników. Milan siedział z trzęsącymi się dłońmi przy stole. Przed nim stał szklany kubek wypełniony przezroczystym napojem. Maureen niepewnie usiadła obok niego. Ten wypił jednym haustem zawartość naczynia.

– Co to miało być!? – ryknął na nich. Kobieta sama sobie przyznała, że nigdy nie widziała go tak rozdrażnionego. – Chcieli mnie zabić!

Pozostali stali ze spuszczonymi głowami.

– Spokojnie, nie wiadomo czy to miał być zamach na... – zawahała się. Nie wiedziała czy może powiedzieć po imieniu, czy zachować szacunek. – Ciebie.

– Nie wiadomo!? – krzyknął znów i podniósł się miejsca. – Jego kielich był zaraz obok mojego! Mogłem zginąć, Maureen!

– Milan... – zaczęła, ale przerwał jej. Nie chciała, aby reszta to słyszała.

– Nie po to was zatrudniłem! – krzyknął i spojrzał na wszystkich. – Mieliście pilnować, pilnować! aby nic mi się nie stało! A tu proszę, zamach, psia jego mać!

Strażniczka zaczynała się coraz bardziej denerwować, a król jeszcze lepiej nakręcać.

– Chcielibyście, abym to ja tam leżał we własnych rzygach!?

– Milan, do jasnej cholery! – krzyknęła na niego Maureen wstając. W pomieszczeniu zapadła cisza.

Wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni. Władca z pytającym wzrokiem, a inni z lekkim szacunkiem.

– Żyjesz ty, żyje twoja żona – powiedziała patrząc mu w oczy. – Uspokój się, nic nie wiadomo. Idź się połóż, prześpij i jutro z samego rana porozmawiamy. Gianna, Bartel odprowadźcie króla.

Dwójka osób niepewnie podeszła do mężczyzny. Chwycili go za ramiona i lekko pociągli za sobą. Ten wyrwał się i naburmuszony wyszedł z pomieszczenia.

– Gaea idź dopilnuj, aby niczego tam nie dotykali – powiedziała do łuczniczki, a ta po chwili wyszła. – Wszystko jest ważne. Harun, Semen wy przepytacie szlachtę. Powiedzcie, że z polecenia króla.

W pokoju zostali tylko ona i Gaspare.

– I co myślisz? – zapytał mężczyzna.

– Nie wiem – wzruszyła ramionami i oklapła na stołek. – Nie myślę. Teraz mam pustkę w głowie. Dlatego zostawiłam ciebie.

– Trzeba obejrzeć miejsce zbrodni – powiedział. – Nie możemy zostawić tego do jutra.

– Więc chodźmy – odpowiedziała i ruszyła w stronę drzwi. To będzie ciężka noc.

Na sali było jeszcze sporo osób. Gaea stała obok miejsca, w którym otruł się szlachcic i odganiała ludzi. Ale oni nie dawali za wygraną. Obok stali Semen i Harun próbując zagadnąć innych.

– Co mamy? – zapytała strażniczki.

– Z tego, co widzę, to nie wiele – odpowiedziała łuczniczka. – Jedynie brudne naczynia.

– Stać! Niczego nie ruszać! – usłyszeli męskie krzyki. – Odejść, najlepiej!

Podszedł do nich gruby mężczyzna z półdługimi, blond włosami. Ubrany była raczej na sportowo, aniżeli odświętnie.

– Detektyw Pumbis – powiedział i machnął im przed oczami jakąś kartką. – Z polecenia królowej Noele przejmuję sprawę. Ja i moi ludzie wszystkim się zajmiemy.

– Z polecenia królowej? – zdziwiła się Maureen. – Skąd królowa teraz pana wzięła? Jest środek nocy!

– Detektyw Pumbis zawsze jest aktywny! – krzyknął w jej stronę, a ona skrzywiła się od jego oddechu. – A teraz wyjść! Wszyscy! A państwo – wskazał na straż przyboczną – stawią się jutro w lochach z samego rana! Wychodzić!

Strażnicy zostali prawie wypchnięci z sali balowej.

– Nie wiem, co mogę powiedzieć – mruknęła Maureen, gdy zauważyła, że cała szóstka patrzy na nią. – Jakiś oszołom właśnie wygnał mnie z miejsca zbrodni, które miałam badać.

Zapadła cisza, aż dzwoniło w uszach.

– Zaraz wracam – powiedziała kobieta i wróciła na salę.

– Ale się porobiło – mruknęła Gianna, zaraz po tym.

– Porobiło się, porobiło – powtórzył, jak echo Semen. – A kto wtedy pilnował króla?

– Zdaje się, że Harun i Gaspare – odpowiedziała Gaea. – Mieliście zmienić mnie i Giannę, nie?

– Tak, przyszliśmy zaraz po tym, jak odeszłyście – powiedział Harun. – Zresztą to my wyprowadzaliśmy króla. Cały czas mieliśmy na oku jego, oraz jego talerz i kielich.

– Pewni jesteście, że obserwowaliście jego zastawę? – zapytał ponownie Semen. – Podobne mieli szlachcice obok.

– Och, nie – wyrwała się Gianna. – Król miał zmienione szczegóły, abyśmy i my się nie pomylili.

– Naprawdę? – Semen wyglądał na zaskoczonego.

– Tak – odpowiedział mu Gaspare. – Na łodygach, które znajdowały się na nóżkach kielichów earlów i palatynów były listki, a u naszego władcy były to kolce.

– Dlaczego wy o tym wiecie, a ja nie? – chłopak się oburzył.

– Ponieważ każdy dowiadywał się o tym, gdy rozpoczynał zmianę – powiedziała Maureen wychodząc. – Pan detektyw nie dał się namówić na współpracę. Proponuję, aby iść do domów, wyspać się i przyjść rano prosto do lochów. Nic więcej tu nie zdziałamy.

Strażnicy patrzyli na nią, jakby nic nie rozumieli.

– Jakoś nie jasno się wyraziłam? – zapytała nerwowo kobieta.

Mruknęli coś i skierowali się w stronę wyjścia. Ona także, ale po uprzednim łyknięciu napoju z piersiówki.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Kultura i uzasadniona opinia przede wszystkim. :)