Przetrwać Szaleństwo

epilog

Od samego rana wszyscy byli bardzo nerwowi. Jak na ironię, kara wymierzona przez Milana miała zostać wykonana na Placu Miłosierdzia. Już od wczoraj budowano tam podest i szykowano wszystko na przybycie więźnia. Maureen, jako szefowa straży przybocznej króla, miała za zadanie dopiąć jego ochronę na ostatni guzik. Obserwowała wszystko i wszystkich siedząc zaraz obok Milana. Ten niewzruszony niczym mówił coś do Noele.

Kiedy na podest wprowadzono Semena, rozległy się okrzyki. Maureen patrzyła na niego gardzącym wzrokiem, ten uśmiechał się ironicznie. Ubrany był w długą, białą tunikę, przygotowaną specjalnie na tę okazję. Wokół panował niesamowity hałas. Mieszczanie wykrzykiwali na niego różne obelgi. Zarówno wojsko, jak i straż miejska próbowali ich uspokoić.

Zdrajca patrzył tylko w jedno miejsce. Kobieta podążyła za jego wzrokiem i natrafiła na twarz królowej. Zdziwiła się, bo myślała, że mężczyzna będzie patrzył na swoją ofiarę. Noele wachlowała twarz, na jej szyi można by zauważyć małe kropelki potu, chociaż dzień nie był gorący. Czyżby Noele miała coś z tym wspólnego?, przeszło przez myśl Maureen, ale szybko odrzuciła ją. Nie, to nie możliwe. Ona kocha Milana. Na podest wszedł kat. Ten sam, który wcześniej zadawał mu tortury. Podszedł do naostrzonego pala i sprawdził czy wszystko jest dobrze. Kardy skinął na strażników, którzy przyprowadzili skazańca. Ci przywiązali jego skrępowane ręce do wiszącej liny, przeprowadzonej przez wyżej ustawioną belkę. Teraz ręce więźnia były równolegle ułożone do kręgosłupa i wygięte od tyłu do góry. Okrzyki wzmogły się. Semen zaczął się unosić. Gdy był na odpowiedniej wysokości, został naprowadzony na pal, a następnie opuszczany. Teraz na Placu Miłosierdzia panował istny harmider. Sujet powoli nabijał się na pal. Kara miała być wykonywana dotąd, aż medyk nie stwierdzi zgonu. Maureen nawet nie chciała wiedzieć, co teraz czuje mężczyzna. To była jedna najbardziej okrutnych kar śmierci. Ale mieszczanom się to podobało, a to jest najważniejsze. Po chwili dzidę podpalono, a tłum zawrzał. Kobieta chciała już stąd iść, ale wiedziała, że nie może. Nie patrzyła na całą scenę, a obok niej. Nagle zdała sobie sprawę, że widzi kogoś bardzo znajomego. Wysoki mężczyzna ubrany w strój szlachecki stoi tuz obok podestu. Jego włosy zostały przyprószone siwizną. Patrzył wprost na Maureen. Jak on mnie tu znalazł?, przeszło jej przez myśl. Wiedziała, że musi uciekać, ale nie może teraz wyjść. Czekało ją żmudne wymyślanie planu szybkiej ewakuacji.

W pewnym momencie Milan wstał ze swojego krzesła. Zawiadomił Maureen, że może już iść, a sam skierował się w stronę powozu. Kobieta nie wiele myśląc wmieszała się w tłum. Ludzie popychali i deptali ją z różnych stron, ale ona hardo szła razem z nimi. Nagle znikąd przed nią pojawił się tamten mężczyzna.

– Witaj, Maureen – powiedział grubym głosem.

– Dzień dobry, ojcze – odpowiedziała mu. – Co tutaj robisz?

– Przyjechałem, aby zobaczyć wykonanie kary śmierci na tamtym młodym człowieku. – Wskazał na podest, gdzie nadal palił się ogień. – Oraz chciałem zobaczyć się z tobą. Nie widzieliśmy się od kilkunastu lat. Dokładnie odkąd uciekłaś z własnego ślubu.

Maureen zauważyła, że ludzie przechodzący obok coraz bardziej się wsłuchują w jej rozmowę.

– Do którego i tak by nie doszło – mruknęła. – Chodźmy stąd. Znam lepsze miejsce na tego typu pogaduszki.

Wyszła z tłumu kierując się ku jednej z ciemnych uliczek. Zdziwiony ojciec szedł za nią, zastanawiając się co też jego córka wyprawia.

– Ściągnij to – powiedziała, gdy w końcu znaleźli się sami. Wskazała na bogate szaty mężczyzny. – Za bardzo będziesz rzucał się w oczy.

– Widzę, że twój status społeczny zmienił się – mruknął jej ojciec, ale zdjął płaszcz.

– Ale twój styl ubierania się, nie – odpowiedziała Maureen patrząc na koszulę ze złotymi zdobieniami. – No nic, zawsze możesz być kupcem. Chodź.
Zaprowadziła go do jednej z karczm, gdzie usadowili się już okoliczni pijacy i zwykli mieszczanie, oblewając śmierć zabójcy.

Maureen z ojcem dopchali się do najdalszego wolnego stolika i zamówili po piwie. – O co chodzi? – zapytała, gdy dostali napój.

– Nie mogę odwiedzić własnej córki? – zapytał mężczyzna. – Bardzo trudno cię znaleźć, swoją drogą.

– Przez pierwszy rok w wojsku nie odwiedziłeś mnie, chociaż miałeś taką możliwość – odpowiedziała mu.

– Byłem zbyt zły na ciebie. Później zacząłem cię szukać, ale nigdzie nie używałaś swojego nazwiska. Powiedz mi, dlaczego? Wstydzisz się nazwiska, de’Bien?

– Nie chciałam, abyś mnie znalazł, to proste. – Łyknęła piwa. – Jeszcze znów kazałbyś mi się ożenić i co? I byłoby to samo.

– Szukałem cię przez ostatnie kilka lat, aby donieść ci, że już nie musisz wychodzić za mąż – odpowiedział, a ona spojrzała na niego zaskoczona. – Gdybyś nadal utrzymywała ze mną kontakt, to wiedziałabyś, że znalazłem nową żonę, która spłodziła mi syna.

Kobieta prawie zakrztusiła się piwem.

– Co? – zapytała głośno.

– To, co słyszałaś – odpowiedział lekceważąco. Sięgnął do jednej ze swych kieszeni i wyciągnął z niej kartkę oraz pióro i atrament. – To dokument mówiący o wydziedziczeniu ciebie z rodziny de’Bien. Wystarczy, że podpiszesz.

Maureen nie mogła uwierzyć w słowa ojca. Tfu! Jakiego ojca? On chce usunąć ją z rodziny!

– I tak nie utrzymujesz z nami kontaktu od ponad dziesięciu lat. To tak, jakby cię nie było – mówił dalej. – Jeśli tego nie podpiszesz, załatwię inny dokument mówiący o tym, że nie masz dostępu do majątku rodzinnego oraz zakaz używania nazwiska.

– Ale jeśli podpiszę, to będzie to samo! – powiedziała głośno. – Nie – odpowiedział ostro. – Jeśli podpiszesz, to zostanie ci to wszystko, co dostałaś w spadku po dziadkach ze strony matki. Inaczej nie zostanie ci nic.

Nasza bohaterka niewiele myśląc, szarpnęła za pióro, umaczała w atramencie i złożyła zamaszysty podpis. Zdenerwowana od razu wyszła z karczmy. W tym momencie nie obchodziło ją nic, poza czystą nienawiścią do-już byłego-ojca.

Do wieczora emocje Maureen trochę opadły. Już spokojnym krokiem dotarła do mieszkania Pathara. Miała duże nadzieję na to, że mężczyzna zgodzi się. W końcu królowi przydałby się medyk w swej drużynie. Z obawami nacisnęła klamkę drzwi głównych. Tych, którymi wchodzi szlachta.

– Dobry wieczór, Patharze – przywitała się. Tibbi znów pisał coś przy biurku. – Zastanowiłeś się?

Mężczyzna oderwał się od pisania i spojrzał na nią. – Tak, myślałem nad twoją propozycją – odpowiedział jej. – Myślę, że moje zarobki nie zmaleją, jeśli zyskam tę pracę.

Uśmiechnął się szeroko. To samo zrobiła Maureen.

– Więc witam cię w drużynie, Pathar – powiedziała i uścisnęła jego dłoń. To jedyna pozytywna rzecz w tym dniu.

~*~


I tak właśnie kończą się Dworskie Intrygi. Gratuluję i jednocześnie dziękuję tym, którzy dotrwali do tego momentu. :) Nie jestem pewna, co do następnej części. Zdałam sobie sprawę, że średniowieczne opowiadania to raczej nie moja bajka. Jednak pisarskiego świata nie pozostawiam i zaczynam zupełnie nową historię.
Tak czy inaczej, dziękuję jeszcze raz i do napisania. :)

2 komentarze :

  1. historia inna niż wszystkie, które czytałam.. z takim blogiem jak twój jeszcze się nie spotkałam.. Zwykle unikałam opowiadań tego typu. Nie wiem co mnie podkusiło żeby zacząć czytać.... Spodobało mi się :D Dzięki za otwarcie mi oczu i umysłu na coś nowego :D Podziwiam cię za ten talent :D

    Zapraszam do mnie http://hey-girl-by-jyychaa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację: to nie Twoja bajka.
    Mam nadzieję, że w umiejscowieniu akcji w innym miejscu na osi czasu lepiej sobie poradzisz. Opowiadanie bardzo chaotyczne i...brak intryg. Przyznam, że po tytule bloga, więcej się spodziewałam, spodziewałam się intrygi na królewskim dworze. Powodzenia przy innych opowiadaniach. A.S.

    OdpowiedzUsuń

Kultura i uzasadniona opinia przede wszystkim. :)